Friday, September 17, 2010

Thursday, September 09, 2010

Thursday, September 02, 2010

Ciach...

... po rumuńsku

Pierwszy posiłek mało rumuński. Darowanemu sie....



Później juz klasycznie. Na śniadanko kawka. W każdym sklepie podawana. A jak nie w sklepie to w barze - wejście tymi samymi drzwiami. Kopa daje.

W okolicach południa omlet + coś orzeźwiajacego, do wyboru ciuc, ursus, timisoreana, bergenbier, ciucas, brasov itp itd. Ceny sklepowe i barowe takie same. samo się prosiło...

Zupy genialne. Taka ciorba dawała kopa na reszte dnia + coś orzeźwiającego.

Piwo mają lekkie, chmielowe, z goryczką. W sam raz aby z fantazją pokonywać kolejne dziury.
Rumuńscy drogowcy są mistrzami w nieremontowaniu nawierzchni. W każdym momencie taka krajówka może stać sie szutrówką albo czymś gorszym. Wtedy pojawia się tablica z napisem drum bun - szerokiej drogi. Ciekawe poczucie humoru...



Warto zobaczyć jeden, może ze dwa monastyry. Bez szału...

Góry - podstawa. Rodniańskie, fagaraskie, takie i owakie...

Chujowe drogi mają dobre strony. Rumunii chętnie korzystają z miejsc biwakowo-postojowych. Z namiotem można się rozbić praktycznie wszedzie. Najczęsciej przy jakiejś rzece czy strumieniu... Nie ma szans przejechać w ciągu dnia wiecej jak 500 km. Samochodem.



Towarzysze podróży



Plus konie, świnie, koty, kury i zatrzęsienie psów. I Rumunii na rowerach. Dwóch...





Pierwsza przełęcz.



Trasa transfagaraska. Pestka w parównaniu z transalpiną. Tym bardziej jak się pogoda spierdoli...



Widocznośćna jakieś 10 -50 metrów, deszcz, wiatr, temp około 2 - 5. I szuter, pomieszany z błotem na ostatnich kilometrach. Zjazd makabryczny. Kiedy pogoda dopisuje ostatnie kilometry wyglądają mniej wiecej tak;
I mapka