... po rumuńsku
Pierwszy posiłek mało rumuński. Darowanemu sie....

Później juz klasycznie. Na śniadanko kawka. W każdym sklepie podawana. A jak nie w sklepie to w barze - wejście tymi samymi drzwiami. Kopa daje.
W okolicach południa omlet + coś orzeźwiajacego, do wyboru ciuc, ursus, timisoreana, bergenbier, ciucas, brasov itp itd. Ceny sklepowe i barowe takie same. samo się prosiło...
Zupy genialne. Taka ciorba dawała kopa na reszte dnia + coś orzeźwiającego.
Piwo mają lekkie, chmielowe, z goryczką. W sam raz aby z fantazją pokonywać kolejne dziury.
Rumuńscy drogowcy są mistrzami w nieremontowaniu nawierzchni. W każdym momencie taka krajówka może stać sie szutrówką albo czymś gorszym. Wtedy pojawia się tablica z napisem drum bun - szerokiej drogi. Ciekawe poczucie humoru...

Warto zobaczyć jeden, może ze dwa monastyry. Bez szału...
Góry - podstawa. Rodniańskie, fagaraskie, takie i owakie...
Chujowe drogi mają dobre strony. Rumunii chętnie korzystają z miejsc biwakowo-postojowych. Z namiotem można się rozbić praktycznie wszedzie. Najczęsciej przy jakiejś rzece czy strumieniu... Nie ma szans przejechać w ciągu dnia wiecej jak 500 km. Samochodem.

Towarzysze podróży

Plus konie, świnie, koty, kury i zatrzęsienie psów. I Rumunii na rowerach. Dwóch...


Pierwsza przełęcz.

Trasa transfagaraska. Pestka w parównaniu z transalpiną. Tym bardziej jak się pogoda spierdoli...

Widocznośćna jakieś 10 -50 metrów, deszcz, wiatr, temp około 2 - 5. I szuter, pomieszany z błotem na ostatnich kilometrach. Zjazd makabryczny. Kiedy pogoda dopisuje ostatnie kilometry wyglądają mniej wiecej tak;
I mapka