Tuesday, April 19, 2011

Harpagan

Przed chwilą opublikowali wyniki. Jakbym dostał w morde. 240 miejsce. Za nami 10 osób. Gdyby liczyć tylko przejechane kilometry pewnie top 10.


Wracając do pierwszego wrażenia. Emocje i momenty były. Krzysiek krążył po okolicy. Docenił tereny i dał cynk. Jedzie. Dojazd samochodowy – masakra. Jeszcze w Koninie roboty drogowe na Przemysłowej. Oczywista sprawa, pojecia nia miałem. Pierwsze pół godziny w korku. Kiedy już się ruszyło, ledwie po dwóch godzinach Bydgoszcz. 250 km w 5 godzin. Standard.


Chwile później odmeldował się kolega K. Cała Lipnica postawiona na nogi. Meta w podstawówce, parking nieopodal na boisku. Ponad tysiąc osób. Podjechalismy do Bytowa po banany i pare innych gadżetów.




O 22 rejestracja. Piesi byli już od godziny na trasie. Na rowerową zgłosiło się 268 osób. Od 3 rano piechurzy odmeldowywali się na w szkole. Koniec pierwszej pętli. Wiekszość ruszyła na kolejne 50 km. My pobudka po 5. Pare bananów na ruszt. Rower... I klasyka, korba nie chce się krecić. Jeszcze w chacie wszystko grało. Rumak leżała w samochodzie na boku, oparty o spd, widocznie podczas podróży się odbiła. Dół. Klucza brak, z reszta za późno na działania naprawcze.







O 6,30 rozdali mapy i start. Na rowerowej rozlokowano 20 punktów o wartości wagowej od 1 do 5. Optymalny dystans po punktach to 200 km.



Rzut okiem na mape i plan – na południe. Wiekszość ruszyła na północ. I ciach, owczy pęd, jedziemy w drugą strone. Bez zastanowienia. Głupota. Na początku zimno. Przymroziło. Pół godziny później wszystko było już ok. Pierwszy punkt kontrolny nr 11 za 3 punkty, wszedl w miare gladko. Głównie z uwagi na to, że jechalismy w grupie. Prowadzacy zdecydowanie dobrze orientował się w terenie. Dalej jechalismy już sami, bez sensu jechać komuś na kole. I nie fair. I do drugiego punktu trafilismy po kolejnych 45 minutach. Błędy w nawigacji i kwadrans w plecy. Nr 1 za 1 punkt. Kolejny – 17, nastepne 3 kwadranse i błędy w nawigacji. Spokojnie w 15 minut można było dojechać.



Dalej nr 6 za 2 punkty. 55 minut. Łatwy dojazd, choć jak na spokojnie rzuciłem okiem na mape, można było jechac inaczej. Troche czasu straciliśmy na zlokalizowanie punktu. Ukryty w lesie. Z nr 6 na nr 20 za 5 punktów jechaliśmy we czterech. W miare prosta trasa, sam punkt nieźle ukryty. Lekko pół godziny straciliśmy kręcąc się po lesie. W końcu spotkalismy grupke, która wracała z tamtego punktu. Rzut beretem. Dalej na nr 4 za 1 punkt poszło optymalnie – 40 minut. Dalej na nr 14 również bezproblemowo. 45 minut i 4 punkty w kieszeni. Przy okazji zerwaliśmy kolesi, z którymi jechalismy od nr 20. na nr 14 postój, jedzenie, chwila relaksu, rzut okiem na chlopaka który zlamal przerzutke. Wyciągnałem skuwacz i se chłopak zrobił singielspida. Chwile później wjechałem w Krzyśka i problemy z ... przerzutką. Na szczeście tylko pancerz się wygiął. Po zdjeciu wszystko grało. Ale czasu troche straciliśmy.





W drodze na nr 8 za 2 punkty dogonilismy tych co zerwalismy. Do punktu dojechalismy razem a później już sami - 90 minut. W tym momencie byliśmy na trasie 5 i pół godziny, 7 punktów kontrolnych i 21 punktów w kieszeni. Pastepnie przelot na nr 12 za 3 punkty. Spory odcinek asfaltem, w głowie wizualizował się scenariusz z 15 punktami zaliczonymi. Tym bardziej, że na nr 10 za 3 punkty dojechalismy po 25 minutach. I się zaczęło, z nr 10 zdecydowalismy się na nr 16 za 4 punkty. Jak dla mnie bardzo trudny odcinek do nawigacji. Podczepialismy się pod innych, ale oni również miali spore problemy. Niesmialo wspomniałem, że może pojedziemy na nr 4, co prawda tylko za 1 punkt ale z w miare latwym dojazdem, z którego również w miare prosta droga prowadziła na rzeczoną 16. Niestety, pojechaliśmy za innymi. Miałem wrażenie, że nie do końca wiedzą gdzie są, wiec przyssalismy się do kogos innego. Ten ktoś okazalo się, że jeszcze bardziej nie wie gdzie jest. 90 minut zajął dojazd. We trzech ruszylismy na nr 18 za 5 punktów. Po 50 minutach, z małymi problemami odmeldowaliśmy się. W tym momencie byliśmy na trasie od 10 godzin i 20 minut. Na horyzoncie nr 5 i być może nr 7 w drodze powrotnej na mete. Tym bardziej, że jedziemy we trzech. I się zaczęło. Piach coraz bardziej dawał się we znaki. I totalnie popierdoliliśmy trase, nijak nie moglismy zlokalizować się na mapie. Kiedy zostało 40 minut do zamkniecia trasy, jedyna mysl to się wydostać z lasy i czym predzej na mete. Rozstaliśmy się z towarzyszem niedoli. Kiedy okazało się, że nie zdążymy – dół. I zmęczenie, spotegowane podupadlym morale. Dokladnie w momencie kiedy zamknięto trase, zlokalizowalismy się. 10 km z lekkim okładem do Lipnicy. Odmeldowalismy się z 28 minutowym spóźnieniem.



Zaliczylismy 12 punktów kontrolnych i zdobylismy 36 punktów. Przejechalismy 180 km. Wyłożylismy się na czepoincie za 2 punkty. Każda minuta spóźnienia to 1 punkt w plecy. Szkoda. Ofivjalne wyniki za kilka dni. Pewnie trzecia setka. Niemniej żalu absolutnie żadnego nie ma, wjazd na mete to totalna radocha. Mysle, ze gdybym miał zaliczone 19 czekpointów i ostatni nieopodal, ale ze swiadomością, że się spóźnię, jechałbym się odklikać, kosztem kary za przekroczenie limitu czasu. Na mecie grochówka – 4 talerze weszły - zmeczenie wyszło. Na pani kucharki „proszę” odpowiedziałem „dzień dobry”. Karp był. Później zimny prysznic, wypad po piwo i wymiana opinii z innymi uczestnikami. Obok nas rozlokował się koleś słusznego rozmiaru i ze słuszną nadwagą. Ukończył pieszą trase w 16 godzin. 100 km w 16 godzin. Na pieszej limit to 24 h. Szacun, zwłaszcza dla stawów kolanowych. I za orientację w terenie. Zwyciezca wciągnął stówe w 12 h. Można było jeszcze startowac na trasie mieszanej. 50 km pieszo i 100 rowerem. O 22 ogloszenie wyników. Przy wyczytywaniu 2 miejsca wszedł komar...


Organizacja bez zarzutu, Jeśli będzie jeszcze okazja wystartować w tego typu zawodach, spokojnie można wykorzystac zdobyte doświadczenie i ograniczyć pomyłki do minimum. Mapnik nie jest konieczny. Żeby cokolwiek zobaczyc i tak trzeba się zatrzymać. Podobnie z plecakiem. Nie lubię. Wszystko dałoby rade spakować w kieszonki, zapas wody można uzupełnić na punktach kontrolnych. 75 procent sukcesu, jeśli nie wiecej to dobra orientacja w terenie, czytanie mapy i praca z kompasem, reszta to kondycha. Warto się zatrzymywać i analizowac polożenie, zamiast jechać tylko po to żeby jechać. Przejechane kilometry wczesniej czy później dadzą o sobie znać. Na upartego można się pod kogoś podpiąć i całą trase jechać na kole, nie wiedząc na dobrą sprawe gdzie się jest, co się absolutnie mija z celem. Gdybysmy zaliczyli wszystkie punkty kontrolne na liczniku przejechane byłoby niecałe 400 km. I wszystko jasne.

4 comments:

majic said...

przeginasz gościu

tomas said...

w żadnym wypadku... otwórz załączoną mape i zastanów sie, gdybyś miał jechać, to jaką trase byś obrał? w jakiej kolejności bys zaliczał punkty? tak na szybko.

Szwejas said...

poszedłbym 7,3,11,1,17,6,20,4,12,10,16,18,5 co w sumie daje 37 punktów. tak na mapie ladnie wyglada.

tomas said...

no to my pojechalismy 11, 1, 17, 6, 20, 4 14, 8, 12, 10, 16, 18 czyli jednak 38 a nie 36. z tego za zauwazylem to wiekszosc jedzie na początku na punkty oddalone najbardziej a te najblizej zostawiaja sobie na koniec. i w razie czego rura na mete.
kolejnosc zwyciezcy - 5, 4, 14, 11, 13, 6, 18, 16, 3, 8, 15, 1, 9, 10, 20, 7, 17, 19, 2, 12 w niecałe 11 godzin. nie czaje bazy. pierwsza mysl - kolo na motocyklu jechał.